Dzieło sztuki autorstwa Lorda Admirała Damiana z Pkcuszcza – Radnego Mostowego, dowódcy Floty Królewskiej oraz najlepszego żeglarza, o jakim ktokolwiek kiedykolwiek napisał, pisze i będzie pisał.
Tom siedemnasty, pisany w formie dziennika pokładowego

Jedenasty dzień upalnika, 1025 rok po przybyciu północnych

Zapomniałem już, jak nienawidzę tutejszych. Lenie, pijacy i złodzieje – tak w skrócie można opisać hargardzką arystokrację. Plebs jest w porządku, lubię ich. Tak czy inaczej nic dziwnego, że wejlandczycy podbili wyspy w tydzień. Oczywiście można powiedzieć, że nie zajęliby tak wiele, gdyby nie wsparcie Wschodniego Królestwa, ale w mordę kajmana to był tak sprytny, strategiczny ruch, w głowie się nie mieści! Gdybyśmy nie dali im broni i pancerzy wtedy albo elfy i hargardzczycy wygnaliby naszych ciemnoskórych sąsiadów na północ (czyli do nas), albo stalibyśmy się ich następnym celem. Obie wizje nie należą do wesołych.

Jednak odbiegam od tematu, jakoś tak mnie ostatnio bierze na refleksje historyczne. Rum bananowy. Nazwa bez sensu, pomysł bez sensu, sposób przyrządzenia bez sensu, ale jakie to niesamowicie smaczne. Normalnie żałuję, że nie mamy w Pkcuszczu bananów, bo bym, kurde, sam wytwarzał coś takiego i sprzedawał po wyższej cenie we Wschodnim Królestwie. Dlaczego po wyższej a nie po niższej, skoro to podróba napoju z wysp? Burżuje z Bridgetown, oto odpowiedź. To takie snoby, tacy pozerzy, że kupiliby drzazgę, gdyby ktoś tylko ją sprzedawał w cenie piętnastu wiosek. Chwila… właśnie wpadłem na jeden z moich najlepszych pomysłów w tym roku!

Jedenasty dzień upalnika, 1025 rok po przybyciu północnych; kontynuacja powyższego wpisu, ponieważ ja staram się wszystko mieć uporządkowane, nie tak, jak ten zgred Melionis

Nakazałem pierwszemu oficerowi znalezienie drzazgi z jakiegoś domu w Ostoi. Nie będę przecież dawał im drzazg z mojego statku. Nie dość, że nie mam najmniejszego zamiaru krzywdzić Mirabelki to jeszcze by się mogli zorientować. Dewianci trzymają pochowanych po piwnicach kupców-bankrutów z Piaskowego Sułtanatu, którzy sprawdzają im każdy zakupiony przedmiot. Nie mogę ryzykować. Jak chce się zarobić trzeba dopiąć wszystko na ostatni guzik.

Właśnie, skoro o guzikach mowa: żonka będzie miała co robić jak wrócę. Te wychudzone bachory z portu rozerwały mi płaszcz! Zero manier w tym mieście! Ja rozumiem, że one nie mają pieniędzy na jedzenie, ja rozumiem, że one nie mają pieniędzy na ubrania, ja rozumiem, że to dzieciaki i chcą się wyszaleć, ale kto im pozwala dotykać lorda admirała Wschodniego Królestwa?! Ha, żartuję. Jakbym był jednym z tych głupich snobów z Bridgetown to bym tak zareagował, ale ja wiem, jak one się czują. Kiedyś nie byłem tak bogaty, jak teraz. Dawno temu, kiedy mój świętej pamięci ojciec jeszcze miał wszystkie włosy na głowie, a świętej pamięci matka mieściła się w drzwiach zarabiałem jedynie osiem tysięcy złotych monet rocznie. To równowartość połowy Fieldtown. Skandal!

Za każdym razem, jak sobie to przypominam zaczynam się zastanawiać – jak ja wtedy mogłem żyć? Na kawior mnie nie stać, grogu kokosowego jeszcze nie było, nie paliłem fajki, stroniłem od chędożenia. Nie robiłem nic z tego, co robię teraz prawie cały czas.

Tak… przeszłość… dobrze, że do niej się nie wraca. Jeszcze bym nie kupił tych czterech wiosek i kurde straciłbym okazję do posiadania winnic, parobków i darmowej ochrony. Życie jest wspaniałe, gdy się jest tak bogatym, jak ja, ha ha!

  następny

poprzedni